Wiatr oslabl i zmienil kierunek, skonczyla sie brutalna zegluga pod wiatr, zrobilo sie przyjemnie. Wczoraj poznym wieczorem gdzies w oddali na horyzoncie widac bylo dwa male swiatelka... czyli jakies dwie jednostki. Oznacza to ze koncza sie luzy i zaczynaja ostre nocne wachty. W miare zblizania sie do Panamy tlok zacznie sie robic coraz wiekszy, Panama to najwiekszy na swiecie morski wezel komunikacyjny.

Dzisiaj rozmawialismy o polskich swiatecznych stolach, o szynkach, boczkach, kielbasach... etc. Moj kapitan kocha mieso, i katem oka obserwowalam jak przelyka sline, w koncu kazal mi sie zamknac i przestac gadac o kielbasie i boczku:-)

I wtedy przypomnialo mi sie, ze kiedy ostatnio siegalam po wielka puszke jajek w proszku pod nasza koja, obok stala tej samej wielkosci puszka, pomalowana na zielony, wojskowy kolor, na ktorej pisalo: BACON. 4 litrowa puszka, 100 porcji boczku, jedna porcja to 3 plasterki, czyli 300 plastrow smazonego boczku z zelaznych zapasow armii amerykanskiej. Szczelnie zapakowane i zdatne do spozycia przez 30 lat od daty produkcji, czyli puszka mogla stac pod nasza koja jeszcze z 15 lat... Kupilismy troche takich puszek przed rejsem Tomka dookola swiata: jajka, boczek, wieprzowine i fasole.

Tomek otworzyl ta puszke i w calym jachcie zapachnialo smazonym boczkiem... Mamy na jachcie tez suszone hashbrown, tzn. suszone ziemniaki starte na tarce do warzyw o duzych oczkach, trzeba je namoczyc na pare minut, pozniej odsaczyc wode, i usmazyc. (hashbrown to w USA popularny dodatek do sniadan) No wiec dzis na kolacje beda smazone ziemniaczki z boczkiem, i ogorkiem kiszonym, a takze ostatnia polska konserwa wieprzowa, pt. "Mysliwska" z swiezym chlebem, i grzybkami marynowanymi, mysle ze do kolacji otworze moje przedostatnie wino, Tomek poleje sobie rumu i wypijemy - ZA TYCH CO NA LADZIE. Alez to bedzie uczta:-)