Pojechalismy do banku zaplacic za przejscie Kanalu Panamskiego, po powrocie, przed wejsciem na pomost, ochroniarz z mariny wreczyl nam kartke z numerem telefonu (polska komorka) i wiadomoscia: hura, znalezlismy was.
Probowalismy wykrecic ten numer skype'm, ale internet w ciagu dnia na kotwicowisku dziala kiepsko, na lad nie bylo czasu juz jechac - za duzo mamy pracy na Luce.
Wyslalismy wiec rodakom sms-a: spotkajmy sie o 18 na piwo.
I tak poznalismy trojke sympatycznych chlopakow.... w podrozy dookola swiata -
link do ich strony
Glupia sprawa... na Luke nie da rady zaprosic gosci przed piatkiem, kabiny na Luce sa wywrocone "do gory nogami"... ale jakby nie bylo wyjscia, to pewnie polozylibysmy rodakow pod chmurka... na pokladzie;-)
Pomyslelismy o Bracie Marku, i wybudowanym przez niego domku dla Braci Werbistow weteranow, oraz dla wszystkich wedrowcow, ktorzy zechca sie w nim zatrzymac...
Zadzwonilismy do Marka, odpowiedz byla taka jakiej od Marka mozna bylo sie spodziewac: "oczywiscie, byloby grzechem nie zaprosic...", i jeszcze tego wieczoru mlodzi podroznicy po spotkaniu z nami, pojechali na nocleg do misjonarzy.
Spotkamy sie z "kuzynami" w piatek, wtedy bedzie juz mozna wejsc na Luke...