Kanal Panamski - ciag dalszy
21 February 2011 | Panama Canal
Beata
Agent zjawil sie o 13, odcumowalismy Luke od olbrzymiej gumowej boi i ruszylismy w strone ostatniej, trzystopniowej sluzy. Tuz przed sluza zwiazalismy sie z belgijskim jachtem, ktorego zaloga skladala sie z wiekowych juz emerytow, i polecenia pilota wykonywali z opoznieniem, co podnosilo cisnienie Tomkowi, poniewaz Luka ciagnela ich jacht i Tomek musial gladko wjechac w komore sluzy z jachtem przywiazanym do burty. Gdy dojechalismy do zewnetrznej bramy sluzy, trzeba bylo sie zatrzymac, okazalo sie ze nie pojawili sie ludzie z rzutkami... i dosc silny wiatr spychal nas do sciany sluzy. Nasz pilot wydawal polecenia na silniki do obu jachtow, ale Belgowi trzeba bylo powtarzac trzy razy zanim zajarzyl, i w chwili gdy Luke zaczelo mocno przyciskac do szorstkiej sciany sluzy, Tomek nie wytrzymal i krzyknal do Belga, przeplatajac komende kur...wami: engine reverse !!!!!! Belg na okrzyk Tomka dal w koncu silnik na wstecz, podczas gdy cala zaloga odpychala Luke od sciany sluzy. W koncu ustawilismy jachty odpowiednio, a tuz za nami stanal wielki kontenerowiec. Po wyjsciu ze sluzy Tomek zawolal mnie do steru, i jak oparzony skoczyl na dol do maszynowni, mimo wysokich obrotow silnika, stalismy prawie w miejscu... a za nami... wielki kontenerowiec.
Pilot zlapal za telefon i zglosil problem do ACP, gdyby musiano nas holowac przez reszte kanalu, przepadlby depozyt i musielibysmy pewnie jeszcze duzo doplacic, cena wynajecia holownika w kanale, to cos okolo $1200 za godzine. Tomek jednak przytomnie skoczyl do maszynowni, znalazl problem i dolal oleju do przekladni biegow... olej magicznie, akurat na sluzie sie gdzies ulotnil... Ruszylismy do przodu i pilot odwolal alarm.
Pilot opowiedzial nam historie o "lunch box". Zdarzylo sie kilka razy ze na jachcie nie poczestowano go lunchem, albo obiadem, wtedy pilot zapewnial ze nie ma problemu, ze zalatwi posilek dla siebie.
Pozniej podplywal kuter pilota, dostarczano mu "lunch box": fure zarcia, z sokami , czekoladkami, i owocami. Pilot dobrotliwie dzielil sie nim z zaloga. Kiedy przychodzilo jednak do odbierania depozytu, wplacanego jako zabezpieczenie przed ewentualnymi kosztami zwiazanymi z holowaniem jednostki, okazywalo sie ze armator postawil pilotowi obiad za $300, tyle bowiem kosztowalo (?) dostarczenie mu go na jacht w kanale... ups.
Gdy tylko wyszlismy za glowki portu, Luka zaczelo niezle bujac, wiekszosc zalogi, jak na komende zawisla na relingu i rozpczela konwersacje z Neptunem i dokarmianie ryb niedawno zjedzonym lunchem. Obiadem nie wykazali zainteresowania i bardzo dobrze.. w tym momencie moje zycie stalo sie o wiele przyjemniejsze:-) Gotowac dla 12 osob, w malej jachtowej kuchni latwo nie jest... a mlodzi podroznicy apetyty maja zupelnie niezle, kiedy nie buja... zjadaja wszystko, co postawimy na stole.
Kiedy zapadl zmrok, Tomek poprosil wszystkich o zejscie pod poklad. Trudno jest po ciemku dopilnowac 10 osob krecacych sie po rozbujanym pokladzie. Wiekszosc poslusznie udala sie do swoich koi, dziewczyna z Norwegii stwierdzila ze za zadne skarby nie pojdzie do swojej kabiny i przesiedziala cala noc z nami w sterowce, inny zarzyganiec kategorycznie odmowil zejscia pod poklad, Tomek ubral go wiec w kapok, szelki bezpieczenstwa i na krotkiej lince przywiazal do bezana.