Dziennik pokładowy

Rejs na Pogorii Palermo - Genua

06 March 2011
05 March 2011 | Genua
04 March 2011 | Porto Venere
03 March 2011
02 March 2011
01 March 2011 | Civitavecchia
28 February 2011 | Ponza
27 February 2011 | Terra Anuncjata
26 February 2011
25 February 2011 | Volcano
24 February 2011 | Palermo
22 February 2011 | Palermo
22 February 2011
21 February 2011
01 February 2011
31 January 2011

Niedziela, 6 marca

06 March 2011
Podróż szybko upływa, kierowcy jadą dobrze, postoje są krótkie i już rano jesteśmy w Austrii. Widać, że będziemy planowo na drugą w Katowicach. Dzwonię do domu po Tomka, przyjedzie po nas. Żegnam się z resztą załogi i niestety kończę rejs, który zleciał mi wyjątkowo szybko, mam wrażenie, że dopiero co leciałem do Palermo.

Sobota, 5 marca

05 March 2011 | Genua
Pożegnalne spotkanie kończy się w sam raz by poderwać na nogi świtową wachtę portową z mojej wachty. Nawet nie kładę się dziś do koi, drzemię z przerwami w messie oficerskiej aż do siódmej, potem jemy śniadanie, robię sobie kanapki na drogę, szybkie pakowanie i sprzątanie przed zmiana załóg. Zanosimy swoje bagaże do klasy. Autobus z nową załogą będzie tu koło południa.

Przed obiadem wypisujemy opinie i robimy wpisy do książeczek. Przyjeżdża autobus i przywozi prawie same kobiety na babski rejs. Po obiedzie jesteśmy definitywnie wolni, autobus odjeżdża o dziewiątej. Darujemy sobie miasto, w kilka osób postanawiamy pojechać do Rapallo. Podmiejskim pociągiem w godzinę jesteśmy na miejscu. Jest pięknie, słonecznie, ciepło. Rapallo jest położone w zatoce i otoczone górami, typowa uzdrowiskowa zabudowa i parki z palmami. Spacerujemy po molo, opalamy się na plaży, zwiedzamy mały zameczek i jemy świetną pizze w knajpce, na tarasie z widokiem na morze i miasteczko. Bajka.

Dzisiaj jest sobota, koniec karnawału, deptak jest pełen ludzi, małe dzieci poprzebierane w motylki i księżniczki biegają między spacerowiczami sypiąc konfetti. Zadowoleni wracamy na statek, pakujemy się do autobusu i ruszamy do domu. W pierwszej kolejności podwozimy na lotnisko grupę osób, które zdecydowały się wracać samolotem do Gdańska.

Piątek, 4 marca

04 March 2011 | Porto Venere
Wachtę kotwiczną zaczynamy od 04:00 w nocy. Poza pilnowaniem czy kotwica nie puściła nie ma na niej nic do roboty. Rano budzi nas wspaniała, słoneczna pogoda. Pogoria stoi na kotwicy w Porto Venere. Zaraz po śniadaniu rozpoczyna się wożenie pontonem na brzeg. Po krótkiej i ekscytującej jeździe lądujemy na brzegu małej miejscowości przylepionej pomiędzy górami i morzem.

Zwiedzanie uroczego, małego miasteczka zaczynamy od starówki z wąskimi uliczkami, małymi sklepikami i knajpkami. Na początek pijemy kawę w knajpce ze stylowym pirackim wystrojem, potem wspinamy się do kościoła przylepionego do skały u wejścia do zatoki. Schodzimy w dół do groty Byrona. Zdjęcia nie pokażą całego piękna tego miejsca, stromych klifów, fal rozbijających się o skały, morza i otaczających nas gór, oraz odległych, ośnieżonych szczytów na horyzoncie. Warto tu było stanąć, szczególnie, że dzisiaj jest piękny, słoneczny dzień.

Stoję wysoko nad wodą, gdy widzę ponton z Pogorii płynący do małej, zewnętrznej zatoczki. Maciek się rozbiera i wskakuje do wody, kilka osób z brzegu się kąpie. Woda jest zimna, muszą mieć silną wolę. Ja wolę zasiąść w knajpce na rynku, zebrała się tam już spora grupka załogi, stoliki z widokiem na port, słońce nas grzeje, czas sielsko płynie, żal się stąd ruszyć.

Wracamy na statek i o 13:00 podnosimy kotwicę. Płyniemy do Genuii. Dalej towarzyszy nam piękna, słoneczna pogoda. Wygrzewam się na pokładzie, podobnie jak spora część załogi. O 16:00 obejmuję wachtę nawigacyjną, w miarę jak zachodzi słonce, robi się zimniej. Wiatr stopniowo słabnie, zresztą jest i tak w pysk. Bosman Heniek, stary wyga, zapowiada wiatr przy wejściu do zatoki Genueńskiej, sprawdza się jak w zegarku, parę mil od portu wiatr stanowczo tężeje. Heniek z satysfakcją mówi, ą nie mówiłem?

Po 20:00 wchodzimy do portu i cumujemy, lekka nerwowość panuje na pokładzie, nawet w porcie silny wiatr spycha statek, w opuszczonym na wodę pontonie gaśnie silnik, szczęśliwie udaje się go zapalić (ponton potrzebny jest do przewiezienia cumowników na brzeg i pomaganiu przy manewrze podejścia do nabrzeża). Na dokładkę jakiś obcy ponton wpycha się podczas manewru pomiędzy statek a nabrzeże, podkręcając nerwową atmosferę. Wszystko dobrze się kończy i po chwili stoimy na cumach i springach przy nabrzeżu, kończąc w ten sposób rejs.

Idziemy wieczorem na spacer do miasta. Wieje zimny wiatr, ulice są wyludnione, ewidentnie nie ma w nich życia. Szybko rezygnujemy ze szwędania się po wymarłych i nieciekawych ulicach i zatrzymujemy się w przytulnej knajpce na kieliszek wina. Wracamy na jacht, akurat na pożegnalne spotkanie załogi w klasie. Śpiewać nie dam rady, ale Maciek świetnie sobie radzi, wszyscy śpiewają i dobrze się bawią.

Czwartek, 3 marca

03 March 2011
Wstaję rano dobrze wyspany na przygotowanie śniadania. Wachta jest już tak zgrana, że w pięć minut wszystko jest zrobione, a ja to mogę tu tylko przeszkadzać. Równie sprawnie i szybko robimy obiad, o czwartej kończymy wachtę gospodarczą, wszyscy zdążą sobie jeszcze odpocząć.

Wachta nawigacyjna zaczyna się o 16:00, nadal płyniemy i nie dzieje się nic szczególnego. Zapada zmrok, już po ciemku stajemy na kotwicy w Porto Venere. W klasie zbierają się chętni do wspólnej zabawy, drugi raz zabieram się do szantowania z gitarą. Idzie całkiem nieźle, jest jedyny w swoim rodzaju morski klimat i załoga dobrze się bawi. Na koniec od tego darcia ryja chrypnę i tracę głos.

Środa, 2 marca

02 March 2011
Wstajemy rano z ciężką głową na śniadanie, planujemy wypłynąć po obiedzie. Na razie mamy czas na spacerek do miasta. Czas płynie leniwie i o drugiej po południu wychodzimy z portu. Ucinam sobie popołudniową drzemkę, muszę odpocząć i wyspać się przed wachtą. O północy wstaję i widzę, że warunki są kiepskie. Ubieram się na cebulkę i wychodzę na mostek. Leje jak z cebra, temperatura 2 stopnie, wiatr powyżej 40 węzłów. Pogoria jedzie ostro na wiatr pod sztakslami i dolnym marslem, jak na te warunki nawet bardzo się nie kiwając.

Morze jest czarne, w światłach widać tylko kipiel wody, fale wchodzą na pokład. Wiatr dochodzi tymczasem do 50 węzłów, przez chwilę mamy 10B. Szybko jestem mokry, zaczynam żałować, że nie wziąłem z domu gumowych rękawiczek ciasteczkowego potwora, moje rękawice narciarskie po godzinie są już mokre. Już lepsze to, niż nic, gołe ręce drętwieją z zimna.

Pod koniec wachty zwijamy marsel, no i dobrze, przynajmniej się rozgrzałem biegając po pokładzie. Schodzę pod pokład mokry, wieszam sztormiak by wysechł a rękawiczki na kaloryfer. Idę spać, za kilka godzin następna wachta.

W południe zaczynamy kolejną wachtę nawigacyjną, pogoda jest nadal kiepska, leje deszcz z przerwami, na szczęście wiatr nieco osłabł. Po niebie suną czarne chmury, nie widzę żadnych szans na słońce. Statków jest mało, nic ciekawego się nie dzieje. Po wachcie przejmujemy kambuz, będę miał spokój przez najbliższe 24 godziny.

Zwyczajowo zastępuję wtedy oficera wachtowego w czasie posiłków, pogoda jest taka, że wystarczy wyjść na kilka minut na mostek, aby zmoknąć od stóp do głów. W takich warunkach docenia się dobry sztormiak i gumiaki.

Wtorek, 1 marca

01 March 2011 | Civitavecchia
Wachtę zaczynamy o 4:00 rano, jest jeszcze ciemno. Pogoria płynie bajdewindem w kierunku Civitavecchia (port niedaleko Rzymu). Noc jest ciemna, chmury zasłaniają większość nieba. Z ciemności wyłania się nagle mały statek oświetlając nas ostrym reflektorem. Opływa nas wkoło, widać działko na dziobie i napis Guardia Finanza na burcie. Zapalam wszystkie światła na pokładzie, mamy niespodziewaną nocna wizytę celników. Podpływają do burty i proszą kapitana o dokumenty statku. Po krótkim sprawdzeniu życzą nam szerokiej drogi i odpływają. Wiatr mamy w pysk wiec zwijamy wszystkie szmaty i jedziemy na silniku prosto pod wiatr. Stopniowo robi się coraz jaśniej i wstaje szary świt. Pogoda jest raczej deszczowa, na słońce nie ma co liczyć. Jest już jasno jak wchodzimy do portu w Civitavecchia i cumujemy na nabrzeżu, na samym końcu portu.

Zjedliśmy szybkie śniadanie przed wejściem do portu, tak więc cała załoga jest gotowa do wyjścia na miasto. Będziemy stać przy kei do rana, więc mamy cały dzień na zwiedzanie Rzymu. Wsiadamy w podmiejski pociąg i w godzinę jesteśmy w centrum miasta pod Koloseum. Mimo, że pogoda raczej nieciekawa w środku już kłębi się tłum turystów z całego świata. Koloseum owszem, dość duże, ale nie powala mnie na kolana. Kolejne do zwiedzania jest starożytne centrum, Palatyn, Forum Romanum. Kupa kamieni i miejsce na spokojne spacery, całe szczęście, że jest zima i chłodno, nie wyobrażam sobie zwiedzania tego miejsca w tłumie turystów w czasie upalnego lata.

Po wyjściu z Forum zatrzymujemy się na kawę w knajpce obok, zaczyna siąpić drobny deszczyk, więc zamawiamy butelkę wina i w świetnym humorze czekamy aż kapuśniaczek przejdzie. Gdy nieco się poprawia, spacerkiem udajemy się w kierunku Panteonu, budynek z zewnątrz nie robi wrażenia, natomiast w środku zachwyca swoim pięknem i ogromem. Następnie idziemy przez most na Tybrze wchodzimy do zamku św. Anioła. Zaczyna znowu siąpić deszczyk, robi się szaro i ponuro. Już w powoli zapadającym zmierzchu przechodzimy do bazyliki św. Piotra. Przy wejściu na plac jest kontrola jak na lotnisku, Hubert ma w plecaku scyzoryk, więc z żalem ląduje w koszu. Trudno, ofiary są konieczne. Wnętrze ogromnej katedry urzeka swoim majestatem i pięknem. Trwa właśnie wieczorna msza śpiewana i pieśni rozbrzmiewające w ogromnej przestrzeni kościoła dodają niesamowitego klimatu.

Jest już za późno aby zwiedzać ogromne muzea Watykanu, natomiast deszcz rozlał się na dobre, więc zasiadamy w knajpie aby coś zjeść i napić się wina. W planie mamy jeszcze schody hiszpańskie i fontannę Di Trevi. Najedzeni i zadowoleni wsiadamy do metra, deszcz dalej leje, odpuszczamy sobie wiec dalsze zwiedzanie i jedziemy prosto na stację kolejową, wsiadamy w podmiejski pociąg i za niecałą godzinę jesteśmy na statku. Dzień kończy się na wspólnym szantowaniu do późna w nocy.
Vessel Name: Pogoria
Vessel Make/Model: 47m barkentyna
Hailing Port: Gdynia
About:
Pogoria została zbudowana w Gdańskiej Stoczni w 1980 roku dla Bractwa Żelaznej Szekli. W 1980 roku Pogoria wzięła udział w Cutty Sark Tall Ships Races '80. Zimą 1980/81 została wyczarterowana przez Polską Akademię Nauk i popłynęła w rejs na Antarktydę. Przepłynęła 21000 mil. [...]
Extra: Pogoria jest żaglowcem szkolnym którego armatorem jest STA Poland, Statek ten ma wyporności 342 tony, długość 47 metrów i szerokość 8 metrów, posiada ożaglowanie typu barkentyna o powierzchni 1000 m2. Żaglowiec jest wyposażony w pomocniczy silnik napędowy ma moc 255 kW.
Home Page: www.pyc.org.pl

Port: Gdynia