"... musialbym byc nieodpowiedzialnym idiota..."
29 November 2010 | Pacyfik
TOMEK
Kiedy Tomek stwierdzil "zawracamy i idziemy przez Paname", pierwsze moje pytanie bylo:"a co z Kuba?" Tomek skwitowal "duzy jest, przetrawi...", ale jeszcze tego samego wieczora napisal maila do Kuby.
Kube poznalismy rok temu, jeszcze w Panamie, byl to poczatek jego podrozy po Ameryce Poludniowej, spedzilismy razem kilka tygodni na Luce, dyskusje Kuby - inteligentnego i wrazliwego mlodego czlowieka z Tomkiem, takze inteligentnym i wrazliwym, chociaz stwardnialym "sola" zeglarzem filozofem, trwaly codziennie do pozna w nocy, mimo przyslowiowej "roznicy pokolen". Umowilismy sie ze spotkamy sie w Ushuaia, Kuba jest juz blisko... my coraz dalej... (Polecam link do bloga Kuby, ktory znajduje sie na naszej stronie - My Grand Tour)
Po wymianie podwiezi wantowych, w ktore Tomek juz nie wierzy, i po zwrocie w strone Panamy, zrobilam kapitanowi drinka, sobie wlalam wina... Chwila ciszy... i zaczelismy rozmawiac. Tomek stwierdzil:"... musialbym byc nieodpowiedzialnym idiota zeby w obliczu takich awarii pynac dalej na poludnie i narazac twoje i moje zycie i nasz jacht..."
Widocznie tak mialo byc... Tylko jak pomysle o tych ponad 3,5 tys mil do Panamy, to... musze sobie zaraz wobrazic jakies ladne zajecie bo zwariuje:-) Kapitan obiecal ze to juz nasz ostatni tak dlugi przelot, ale jesli nie doprowadzi Luki na Boze Narodzenie do Panamy to grozi mu bunt zalogi, a na swiatecznym stole puszka kanadyjskiej szynki i zasuszone, zaplesniale sliwki...