Chilibre
11 February 2011 | Panama
Beata
Tomek dzis pracuje w maszynowni i wcale stamtad nie wychodzi... a ja wraz z Bobem, znajomym z kotwicowiska, wybralam sie do oddalonego o 30 km od Panamy - Chilibre, by napelnic butle gazem.
Butle z nietypowymi (czyli nie panamskimi) zaworami, napelniaja tylko tam.
Kiedy dotarlismy na miejsce, okazalo sie ze gazu nie ma, i bedzie "maniana".
Maniana (jutro) to bardzo popularny termin, ktory mozna uslyszec przy zalatwianiu roznych spraw w tej czesci swiata.
Nie ma sensu sie denerwowac, rozsadnie jest po prostu taki fakt zaakceptowac.
W tej sytuacji zasluzylismy z Bobem na lunch, w restauracji, ktora mijalismy po drodze, no przeciez jechalismy 30 km... wiec trzeba bylo z tego zrobic jakis uzytek:-)
W drodze powrotnej sluchalismy ulubionej muzyki kierowcy, czyli Boba: Kinky Freedman'a, Erroll'a Garner'a...itp. (Bob ma 73 lata)
Wyjelam aparat i zaczelam robic zdjecia okolicy, glownie drzew tikowych.
Podobno te, ktore rosna przy drodze nie sa dobre na tzw. przerobke, Bob twierdzi ze najlepsze drzewa tikowe, to te, ktore rosna gesto i nie maja szansy rozrastac sie na boki, tylko w gore.
Juz w Panamie, napelnilismy benzyna zbiorniki do pontonu, a takze zrobilismy male zakupy w sklepie koszernym - "Riba Smith".
Lubie ten sklep, poniewaz mozna tam znalezc wiele artykulow, niedostepnych w innych lokalnych sklepach, np. chrzan, wedzone zeberka, kasze, bagietki francuskie...etc.
Ceny nie sa tam jednak przyjazne zeglarzom, wiec zakupy w "Riba Smith" robimy bardzo rzadko - ograniczajac liste zakupow do rzeczy, ktorych nie mozemy dostac gdzie indziej.