Cartagena - Club Nautico
06 March 2011 | Cartagena - Club Nautico
Beata
Cartagena to ladne, relatywnie czyste miasto, a jej stara czesc wciaz ma w sobie klimat sprzed trzech wiekow, bramy nabijane wielkimi cwiekami, mury obronne, ktore kiedys zabezpieczaly miasto przed atakami piratow, i masywna, piramidalnie zbudowana twierdza, na ktorej zwiedzenie zabraklo nam tym razem czasu.
Pierwszego dnia odwiedzilismy z Tomkiem wiekszosc hosteli, i rozwiesilismy w nich reklamy czarteru.
Nastepne dwa dni - Tomek naprawial zagle, a ja lazilam po miescie z naszym ex zalogantem Mirkiem, w poszukiwaniu prezentow dla jego rodziny.
Podczas jednej z tych wycieczek Mirek zaprosil mne na lunch, wybral restauracje w indyjskiej dzielnicy, w ktorej to restauracji na pierwszy rzut oka panowala rodzinna atmosfera... ludzie siedzieli w rogu na podlodze, jedli ryz, i jakies inne, nieznane mi potrawy...hmm... restauracja okazala sie miejscem gdzie stoluja sie bezdomni...
Trzeba sie bedzie poduczyc hiszpanskiego...
Znowu sami, spokoj na Luce, ale byl czas zaczac organizowanie nowych czarterow, a konkurencja jest duza, no bo wiele tu jachtow, pewnie ze czterdziesci, i kazdy z nich gotowy przeplynac sie na San Blas z turystami i wzbogacic kase jachtowa.
Tomek rozmawial z wlascicielami jachtow i probowal zrozumiec jakie w Kartagenie panuja uklady, i w jaki sposb wstrzelic sie w te uklady. W koncu podwyzszylismy prowizje dla wlascicieli hosteli, z typowych 25 dolarow na 35 od osoby, zmienilismy styl ulotek, z konkretnych na glupawo - zachwalajace (natychmiast chwycily) i sami wyszlismy z nimi na stare miasto, tam gdzie kreci sie najwiecej turystow. Poczatkowo Tomek twierdzil ze to nie jego rola, i ze na "streczyciela" sie nie nadaje, ale... po jakims czasie zaczelo mu sie to nawet podobac. Poznawanie nowych ludzi, rozmowy z nimi... piwko w jednym hostelu, piwko w drugim... i nawiazywanie kontaktow.
Tak spedzilismy dwa dni, z zamiarem zorganizowania nastepnego czarteru z wyjsciem w morze16go marca.
Nasze "streczycielstwo" i wyzsza prowizja zaowocowaly jednak niespodziewanie szybko, juz w niedziele okazalo sie ze mamy komplet: 10 osob, ktore chca plynac juz... w srode (9 marca).
Zostaly wiec 2 dni na przygotowanie i zaprowiantowanie lodki, i napiecie wzroslo.
Na szczescie Tomek zalatwil lokalna dziewczyne, ktora za niewielka oplata pomogla mi posprzatac jacht po ostatnim czarterze, zaladowalismy Luke prowiantem i ruszylismy w kolejny rejs do Portobello z postojem na San Blas.