Znowu w Cartagenie. Zaloga odprawiona, na Luce zostali tylko
Krzysiek i Robert, chlopaki sprawdzili sie, pomagali nam przed rejsem - wysprzatali Luke na blysk po ostatnim rejsie i zrobili zakupy. W trakcie rejsu pomagali przy gotowaniu, przejeli zupelnie zmywanie naczyn, szorowanie pokladu, oczyscili dno, ktore zaczelo juz zarastac, i rwali sie do pracy przy zaglach. Bardzo szybko dowiedzieli sie tez co to znaczy kapitan...:) Jednego dnia Robert wlozyl do coolera 6 piwek by sie schlodzily, dla siebie i dla swojego kuzyna Krzyska, no ale podplyneli indianie, i zapytali delikatnie, czy nie mamy jakiegos piwa, Tomek w takich okolicznosciach nie odmawia i dal spragnionym wyspiarzom po zimnym piwku. Krzysiek, ktory byl przy tym, poinformowal Roberta ze maja juz tylko 3 piwa w coolerze, bo 3 dalismy indianom. Robert troche sie zaperzyl: jak to dalismy, kto pozwolil dac moje piwo indianom? Tomek wychylil sie ze sterowki i odpowiedzial jednym slowem: kapitan. Na co Robert: ooo...., to dooobrze, baaardzo dobrze ze daliscie im piwo !
Super chlopaki. Mogliby poplywac z nami troche dluzej:-)
Reszta zalogi takze byla ok, najsympatyczniejszy byl Singapurczyk, zawsze usmiechniety, z duzym poczuciem humoru, jeszcze do dzis wspominamy gdy Robert zapytal jak sie mowi w jego jezyku: "ja lubie chinskie dziewczyny", na co Pay (Singapurczyk) odpowiedzial: "lataszi mankis". Caly poklad drzal od wybuchow smiechu. Albo, kiedy okazalo sie ze zgubilismy gdzies po drodze jeden z jego klapkow, pewnie spadl za burte w przechyle... Pay nie rozpaczal z tego powodu, stwierdzil tylko ze dobrze ze powiedzialam mu o tym teraz, bo tam na plazy widzial duzo roznych klapkow wyrzuconych przez morze. Wybral sobie dwa, jeden niebieski, drugi granatowy, nawet zblizone rozmiarami, szeroko sie usmiechnal i ... wlozyl je na nogi:-)
Na San Blas Krzysiek czyscil dno, kiedy wyszedl z wody, opowiedzial nam historie o "potworze morskim" ktorego zobaczyl. Woda na San Blas jest krysztalowo czysta, Krzysiu w masce, z szpachelka skrobie muszle z Luki pod linia wodna a tu nagle jakis dziwny stwor plynie w jego strone.... patrzy, przyglada sie, zastanawia.... Okazalo sie ze w tym czasie... hmm... ktos skorzystal z toalety, numerek dwa... Pay popatrzyl powaznie na Krzyska, i pyta: A jaki mialo kolor? Bo to moze moje.
Wieczorem umowilismy sie z ex- zaloga na piwo, Tomek zaprowadzil wszystkich w nasze ulubione miejsce: pod kosciol, otoczony lawkami, gdzie wieczory spedzaja lokalni, a nieopodal jest sklep z piwem. (Singapurczyk przyszedl w zdobycznych klapkach) Wieczor przeciagnal sie do poznej nocy, bo... spotkalismy rowniez czteroosobowa grupe sympatycznych Polakow. No i dyskusje sie wydluzyly...
Tym razem postoj w Cartagenie bedzie troche dluzszy, Tomek wyrzucil stare gumowe zbiorniki na wode, i buduje nowy, integralny zbiornik na dziobie pod koja. Mamy porzadna odsalarke, 40 galonow na godzine, potrzebujemy tylko jeszcze jeden, wiekszy zbiornik.