Kapitanska malpa i podroz Bogusi
10 August 2011 | Portobelo
Beata

Zaplanowalismy sobie male wakacje, troche zmeczeni juz tymi czarterami, postanowilismy poplynac na pare dni odpoczac na San Blas. Przylecial 12 letni bratanek Tomka z Ilawy - Michal, zaprosilismy panamska Polonie, miala tez przyleciec moja dobra kolezanka z Florydy i poplynac z nami. Wyjechalam wiec po Bogusie na lotnisko, najpierwym godzine autobusem do Colon, pozniej 2 godziny autobusem do Panamy, i kiedy wsiadlam do trzeciego, ostatniego juz autobusu, ktory mial mnie dowiezc na lotnisko, zadzwonil moj kapitan: Beata dojechalas juz na lotnisko? Bo jesli jeszcze nie, to nie musisz juz na nie jechac... Okazalo sie ze maz mojej kolezanki kupil jej bilet na internecie... po drinku. I dziewczyna poleciala z Fort Myers na Florydzie, do Panama City... ale nie w Panamie tylko rowniez na Florydzie, tyle ze przez... Atlante. Tomek, znajac temperament Bogusi stwierdzil, ze nie chcialby byc w skorze jej meza... dziewczyna skrupulatnie zaplanowala wolne z pracy, nastawila sie na slonce i szafirowa wode Karaibow, i przeleciala sie z Florydy... na Floryde. Biedny Bogdan, pewnie lekko nie mial gdy wkurzona zona wrocila do domu "z wakacji"...
W ostatniej chwili zglosila sie do nas para z Holandii, mlode malzenstwo, z dzieckiem w drodze, ktorzy chcieliby przeplynac sie tylko na San Blas. Umowilismy sie wiec z nimi w Hostelu Captain's Jack, aby omowic szczegoly. Po drodze zasugerowalam Tomkowi i Michalowi by pojsc obejrzec malpke. Wlasciciele malpy mieszkaja tuz przy kosciele w Portobelo, i przypinaja ja codziennie na lancuchu przed domem. Gdy sie tam zjawilismy malpa natychmiast zlapala sie Tomka lapkami, oplotla go w pasie dlugim ogonem, i... wspiela sie Tomkowi na szyje... po czym za zadne skarby nie chciala sie z nim rozstac... Tomek przez dobre pol godziny probowal ja z siebie sciagnac, ale malpka obejmowala go wtedy jeszcze mocniej lapami i oplatala dlugim ogonem, wszedzie gdzie sie dalo. Wlasciciele malpy rowniez probowali ja przekupic jablkiem, bananem, ciastkiem i coca-cola, ale nic to nie dalo. Malpka przylgnela do Tomka na dobre. Bylismy juz porzadnie spoznieni na spotkanie z holenderskimi turystami, wiec Tomek zasugerowal zeby wlasciciele odpieli malpe z lancucha, i ze zabierzemy ja ze soba i pozniej przyniesiemy z powrotem. Przez nastepne dwie godziny Tomek paradowal po Portobelo z malpa uwieszona na szyji... Malpka widocznie potrzebowala kapitanskiej czulosci:-))