Poszukiwanie wspolpracownika?
12 October 2012 | Portobelo
Beata
Jakis czas temu zaczelam szukac wspolpracownika, chce utrzymac Luke, chce aby pracowala, zarabiala na siebie i na mnie, zdaje sobie jednak sprawe ze sama sobie nie poradze.
Przyjaciele pomogli w zyciu codziennym, wplacili kase bezinteresownie na konto, albo normalnie pozyczyli. Ale minely 3 miesiace od kiedy Tomek odszedl i jest juz czas zebym samodzielnie zaczela sie utrzymywac, dbac o lodke, i zarabiac.
Nie jest latwo, ale jestem dumna z siebie, umiem juz wymieniac olej, zmieniac paski klinowe, sprawdzam baterie.... Dla doswiadczonego zeglarza - to smieszne.
Dla mnie nie, Moj Kapitan zawsze mowil "oplynalem swiat, nie potrzebuje pomocy". Jednak kiedy trafil do szpitala i zobaczyl ze nie radze sobie z prostymi sprawami, powiedzial "Beatka skonczy Ci sie laba, wyjde ze szpitala, kupujemy notes, zapisujesz co gdzie i jak i uczysz sie "
Nie zdazylismy.
Przykro mi ze Tomek nie mogl mnie tego nauczyc.
Moja pierwsza proba okazala sie ogromnym niewypalem, gosciu umawial sie i nieprzychodzil, mial byc o 9 rano, a przyszedl o 10 wieczorem I mowi "ja teraz bede organizowal maszynownie". Ja mowie "nie, teraz przyleciala moja przyjaciolka, mamy za soba dluga podroz z Panama City i my idziemy spac, nie ma pracy w nocy, umawialismy sie 12 godzin temu"
Pozniej powiedzial "Beatka ja Ci nie bede liczyl bananow w kuchni, a Ty sie nie wtracaj w sprawy lodki"
Stwierdzilam ze nie tak rozumiem wspolprace, I ze musimy o tym porozmawiac. W koncu ja jestem osoba ktora placi, i mi ktos mowi "nie wtracaj sie?"
A chodzilo o sprawe zasadnicza moim zdaniem, Tomek zawsze uzywal oleju 15w40, ten gosc postanowil zmienic olej, dlaczego? Niewiem, nie unioslam sie ambicja i honorem, wypytalam zeglarzy, fora zeglarskie..... 90 % glosow bylo za 15w40.
Nie zdazylismy zrobic nawet jednego rejsu, 3 razy prosilam zeby nie przynosil maryski na Luke i nie palil. Prosilam aby tak samo jak szanowal Tomka, szanowal mnie. Nie pomoglo.
Dopoki Tomek byl, ten facet nie zapalil maryski na Luce, po smierci Tomka? Szkoda gadac.
Musialo skonczyc sie problemami. Nasza mala Mila, zjadla "maryske". Na szczescie przezyla. Ale wtedy postanowilam "nie, ten facet mnie nie szanuje, on mnie na sile wciska w swoje plany zyciowe"
Nastepna oferta i nastepna....
Nie chce wymieniac
A zeby nie bylo ze to chodzi tylko o moja osobe, ze Tomek byl ok a ja nie,,,,
Dwa przyklady..... jedyna polska lodka z Cartagenie, Tomek po pierwszym zawale, nigdy nie przyszli zapytac, odwiedzic.... Mimo ze Tomek im pomagal. Nie odwiedzili go w szpitalu. Nawet nie zjawili sie na pogrzebie, mimo ze byli na tym samym kotwicowisku.
Nastepna polska lodka , Tomek w szpitalu, po zawale, a gosciu pisze " Beatka to Tomek kupuje ten moj luk, czy nie?"
Ja odpisuje " Czy ty jestes normalny, Tomek mial zawal, nie wiadomo ile bedzie zyl, i czy bedzie zyl, a Ty sie pytasz o luk?
Kolejny przyklad, kazdy z zeglarzy cos przyniosl na pozegnanie Tomka.... Jakis poczestunek.
Polacy sie najarali maryski, zglodniali, otworzyli lodowke na Luce i zaczeli sie czestowac i robic sobie zarcie z tego co inni przyniesli.
Czy ja powinnam dokarmiac, doroslych facetow, uzaleznionych? Kiedy mnie inni ludzie utrzymuja?
Trzeba bylo byc bardzo bezczelnym zeby tak postapic.... ( oczekuje feedback)
Moglabym duzo o tym pisac.
Koniec koncow, wole nie, wole nie wymieniac nazw, kapitanow i lodek, odcielam sie od polskiego srodowiska zeglarskiego w Panamie.
Zreszta dopoki byl rum i wino na stole to byli....
Otrzymalam duza pomoc, od naszych wspolnych przyjaciol, od Polakow, nie zeglarzy, bardzo duzo pomagaja mi zeglarze tutaj, niestety, nie Polacy.
Kiedy nie bylo wiadomo jak dlugo Tomek bedzie zyl i czy bedzie zyl bylo z nami tylko pare osob : Bogusia z Florydy ,Robert Krasowski, i moja mama, codziennie w szpitalu dostawalam coraz gorsza prognoze, codzien plakalam i balam sie ze Tomek umrze, ale mowilam sobie "nie, to niemozliwe, On nie umrze" no i..... no i nie uwierzylam w to.
Minely 3 miesiace, a ja wciaz nie wierze. Najrozsadniej dla mnie byloby umrzec tez.