Sezon turystyczny chwilowo martwy, poczatkowo sie zmartwilam, ale zaraz znalazlam wytlumaczenie, ze widocznie trzeba by troche odpoczac i zrobic pare rzeczy na Luce, i los zorganizowal mi na to czas.
Zreszta plywam na pozyczonym silowniku, ktory musze oddac kiedy znow wroce do Cartageny, kupilam juz nowy silownik w USA, kosztowal $800, wysylka do Panamy $500, ale dotrze tu dopiero za 2-3 tygodnie.
Silownik na Luce odmowil posluszenstwa juz w przedostatnim rejsie, Ulises posklejal go na San Blas, na tyle aby doplynac do Cartageny, w Cartagenie dalam go do naprawy, po naprawie - plyn hydrauliczny wciaz z niego wyciekal, wiec znow powrot do warsztatu ..... i dalej to samo.
Nie bylo juz czasu zeby wracac z nim do warsztatu...
Opozniony o jeden dzien rejs, kosztowal mnie oplacenie noclegu turystom - extra noc w Cartagenie. Na lodke ich nie moglam zabrac wczesniej bo wciaz trwala walka z nieszczesnym silownikiem....
W koncu wyplynelismy z Cartageny na pozyczonym silowniku, troche wiekszym, ale.... dziala o wiele lepiej, pompa autopilota wydaje teraz tylko krociutkie dzwieki co jakis czas "bzz" ... "bzz"..., przy poprzednim silowniku pompa pracowala bardzo ciezko.... non - stop "bzzzzzzzzz" ...
Podjelam decyzje i kupilam silownik identyczny jak ten pozyczony.

Korzystajac z okazji ze sezon turystyczny martwy, postanowilam poplynac do oddalonego o 8 mil Porto Lindo, gdzie nigdy wczesniej nie bylam.
Piekna mala zatoczka, ale lodek chyba jeszcze wiecej niz na kotwicowisku w Portobelo.
Najpierw wybralam sie z Wackiem z wizyta do... malp. Wizyta byla krotka, gdyz malpy wykazaly zbyt duze zainteresowanie Wackiem.
Zeglarz, ktory tez byl na spacerze ze swoim, wiekszym od Wacka psem, uprzedzil mnie ze malpy rzucaja sie na takie male pieski i moga Wacka powaznie okaleczyc, wiec szybko zakonczylam spacer z Wackiem, wskoczylam w ponton i poplynelam na druga strone zatoki... ta zaludniona, gdzie malp nie ma. Byla za to niezliczona ilosc duzych psow, wiec znow musialam Wacka nosic na rekach, przyjemnosci ze spaceru to Wacek raczej nie mial...
Ja tez mialam srednia przyjemnosc wciaz rozgladajac sie dookola.
Zdarzylo sie juz kilka razy, ze jakis bezdomny, duzy pies rzucal sie na Wacka, nawet kiedy trzymalam go na rekach, wiec jestem troszke przewrazliwiona.
Porto Lindo to jednak urocze miejsce, o wiele czysciej tu niz w Portobelo, ale nie ma sklepow, a autobusy do Colon odjezdzaja stad tylko 5 razy dziennie ( z Portobelo co 30 minut)
Wiec wyjazdy stad do Colon czy do Panamy bylyby bardziej utrudnione, juz teraz sama jazda autobusami Portobelo - Panama i z powrotem zajmuje mi od 6 do 8 godzin,
z Porto Lindo wiec musialabym pewnie planowac wyjazd dwudniowy.
Co pare dni do Porto Lindo przyjezdza truck z warzywami i owocami, czasem maja tez na sprzedaz krewetki i ryby, handel odbywa sie prosto z samochodu.
W Portobelo mamy piekarnie i 5 malenkich sklepow spozywczych prowadzonych przez Chinczykow, zaopatrzenie jest kiepskie, ale przynajmniej moge kupic tak podstawowe rzeczy jak bulki, maslo, paczkowana wedline czy kawalek miesa, po "rarytasy" typu zolty ser czy smietana trzeba juz jechac do Colon.
Po weekendzie wracam do Portobelo. Wypoczynek wypoczynkiem, a na Luce wciaz duzo pracy...